Nie myśl sobie, że jestem najczęściej wybieranym pediatrą w Fordonie.

Bo oczywiście tak nie jest. Nie każdy mnie wybiera i nie wszyscy się do mnie zgłaszają. Są kryteria wyboru tego właściwego lekarza, których nie spełniam.

Uwielbiam podejmować temat wyboru właściwego lekarza dla swoich dzieci, jest to jeden z moich ulubionych i pierwszych tematów blogowych.

Najważniejsza w tym wszystkim jest Twoja odpowiedź na pytanie – kogo tak naprawdę szukasz?

I zdarza się, że znajdując odpowiedź, znajdujesz mnie, zaś są rodzice, którzy znajdując odpowiedź, wykluczają wybór mnie jako pediatry. Szanuję wszelkie decyzje i bardzo lubię, kiedy spotykam tak dużą świadomość.

Dostępność

Rodzice uwielbiają pediatrów, którzy są dostępni, najlepiej w przychodni i poza nią, do południa i po południu, dobrze gdyby ten sam lekarz pracował także w szpitalu i pełnił tam często dyżury. Sama bym takiego wybrała. To także mój ideał.

Z punktu widzenia lekarza, jest to ideał, którego ja nigdy nie doścignę. A już szczególnie, jeśli chodzi o dyżury szpitalne. Pracę w szpitalu zakończyłam w 2018 roku i póki co, nie zamierzam do niej wracać.

W poradni… jest to dla mnie osobiście pewien paradoks, bo pracuję codziennie, po 5 do 10 godzin a jestem mało dostępna. W szczycie sezonu 2020/2021 pracowałam po 40-50 godzin tygodniowo plus 3 godziny dziennie przejazdów. W domu nie było mnie od rana do wieczora, codziennie powroty o 19.00. Po kilku miesiącach miałam dość. Ale nie ze zmęczenia, tylko z poczucia winy, że mnie dzieci nie widzą.

Dla przeciętnego pacjenta lekarz to lekarz i rzadko ma twarz prywatną, taką z życiem rodzinnym czy osobistym. Nie mam oczekiwań aby to uległo zmianie. Chciałabym, aby pacjent, który jest u mnie w gabinecie miał poczucie, że jest dla mnie najważniejszy, a nie żeby zastawiał się, z kim zostawiłam swoje dzieci i czy się o nie martwię. Tę troskę biorę na siebie.

Decyzje co do godzin pracy podejmuję po dokładnej analizie całej mojej sytuacji. Pacjenci dowiadują się o efekcie końcowym i ta właśnie informacja jest im potrzebna do wyboru lekarza. Innymi słowy, jeśli ograniczyłam swoje godziny pracy w przychodni na Bajce do ośmiu na tydzień, to uczyniłam to z sobie znanych powodów. Jednym z celów jest to, żeby w pracy nie myśleć o tym, co w domu, tylko skupić się na małych pacjentach. Często dostaję prywatne wiadomości z pytaniem, czy rodzice mogą przepisać się do mnie do przychodni. Oczywiście, zapraszam, złożyć deklarację cały czas można. Ale też rzetelnie informuję, że pracuję tam obecnie 2 x w tygodniu. Część rezygnuje i ja to rozumiem.

Mało kto też wie, że Przychodnia Bajka nie jest moim głównym miejscem pracy.

Czas

Każdy lubi, jak lekarz poświęci mu sporo czasu. Zanim jednak wejdzie do gabinetu, to życzy poprzednikowi, aby się pospieszył 🙂

Czas wizyty nie jest nigdzie określony. Nikt nie ustanowił ani minimalnego, ani maksymalnego czasu, jaki pacjent spędza w gabinecie. Nie ma nigdzie takiego zapisu ani podstawy prawnej. Wizyta jest sprawą indywidualną i może się zdarzyć, że z jednym pacjentem trzeba spędzić 40 minut. Tak samo jak czas operacji. Może być tak, że skończy się szybciej, jak i tak, że wydłuży się dwukrotnie.

Jest jednak potrzeba oszacowania czasu, bo za tym przewiduje się liczbę porad, jakich lekarz może udzielić. Zwyczajowo więc ustawia się 10 lub 15 minut na wizytę, co daje 4 do 6 porad na godzinę.

Jeśli jedna porada trwa dłużej, oczywiste jest, że robi się kolejka, bo następny pacjent nie wchodzi o swojej godzinie.

Zawsze mnie to irytowało. Wiem jak bardzo nie lubimy siedzieć pod gabinetem. Ja też tego nie lubię, ani kiedy jestem pacjentem, ani kiedy przyjmuję w gabinecie i słyszę, że jest kolejka pod drzwiami. Mam z tym problem.

Są porady, szczególnie kontrolne, które można zrobić w krótkim czasie. I są takie, gdzie potrzeba go dużo więcej. Tymczasem nikt nie ma takich uprawnień, aby powiedzieć lekarzowi, że czas wizyty się kończy. W drastycznych przykładach lekarz słyszy od prokuratora: kto kazał panu skrócić wizytę? A prawo nikomu takich kompetencji nie dało.

Dlatego, kiedy po raz pierwszy usłyszałam „pani doktor, kolejka się robi”, pierwsze, co pomyślałam „a kto mi tych ludzi porejestrował co 10 minut?” Ktoś zadecydował o tym, w jakim tempie rozmawiam z ludźmi i ich badam, następnie próbuje konsekwentnie tego tempa ode mnie wymagać. A to tak nie działa.

Gdybym rozmawiała o niczym, popijała kawkę i dyskutowała o cenach w markecie zamiast o sytuacji zdrowotnej pacjenta, to ok, może dałoby się to zrozumieć. Jednak tak nie robię, więc nie rozumiem. Dlatego zdarzyło się, że zmieniłam miejsce pracy, bo lubię sama decydować o czasie jaki przeznaczam na wizytę.

Pacjenci, którzy chcą na szybko, na wczoraj, bez rozmowy, z własnym rozwiązaniem, oczekują ode mnie tylko jednego – abym zatwierdziła i podpisała  się pod ich pomysłem. Tymczasem ja mam zasadę, że sama decyduję i wyrażam własną opinię. Jeśli nasze opinie są zgodne – ok. Jeśli nie, odmawiam. Zatem pacjenci, którzy dla pośpiechu nie są zainteresowani moją opinią, unikają moich porad.

Doświadczenie

Dla jednych pacjentów doświadczenie lekarza ma kluczowe znaczenie, dla innych wystarczy prawo wykonywania zawodu a są tacy, którym nie przeszkadza, że lekarz nie jest lekarzem.

Nigdzie nie wiszą na ścianach moje certyfikaty ze szkoleń ani dyplomy. Moje wykształcenie łatwo sprawdzić na stronach NIL. Nie jest to ukryta informacja. O doświadczeniu też jasno piszę na stronie internetowej, czy w SM. Mówię o nim tyle, ile potrzeba. Zawsze można dopytać, chociaż pacjenci nie mają takiego zwyczaju.

Nie zawsze jednak o ukończone szkoły chodzi.

Są mamy, które nie słuchają porad od kogoś, kto nie ma dzieci. Albo od mężczyzny, bo nigdy nie rodził. Są mamy negujące porady laktacyjne, jeśli się dowiedzą, że CDL nie karmiła (bo na przykład nie ma dzieci).

Jedni zwracają uwagę na wiek, bo ich zdaniem młody wiek świadczy o braku kompetencji, zdaniem innych jest gwarancją zaangażowania.

Co człowiek to opinia. Moim zdaniem wiek nie świadczy o kompetencjach, co najwyżej o doświadczeniu. Sprawy osobiste jak liczba własnych dzieci może przekładać się na doświadczenie, ale brak dzieci kompetencjom nie ujmuje. Nigdzie bowiem w wykształceniu lekarza nie ma wymogu, że sam musi być rodzicem.

O swoich dzieciach rzadko mówię i nie pokazuję. Być może omijają mnie ci, którzy chcieliby widzieć mnie w otoczeniu moich dzieci na zdjęciach na FB, bo może to buduje u nich zaufanie. Na szczęście nikt nie pytał mnie o sprawy osobiste, ani o to jak rodziłam, jak karmiłam ani o status mojego uodpornienia. Jeśli dla kogoś miało to znaczenie, to albo z grzeczności nie pytał, albo się do mnie nie zgłosił.

Lista Twoich pytań

Wraz z kolejnym pytaniem zawęża się lista moich pacjentów. To są ich wybory, tak naprawdę wybory każdej mamy, która zastanawia się, jakiemu pediatrze zaufać. Najważniejsza tu jest świadomość – komu zaufasz, do kogo się zgłosisz. Dla mnie to kluczowe, bo wierzę, że każdy zasługuje na lekarza, któremu ufa.

Moim celem było zachęcenie Ciebie do własnych przemyśleń. Im większa Twoja świadomość Twoich własnych kryteriów, tym większe zadowolenie ze współpracy z lekarzem, tym większa korzyść w postaci zdrowia Twojego dziecka.

Zbuduj dwanaście zdań, które powiesz lekarzowi. Zdziwisz się, jak wzrośnie Twoje zadowolenie z wizyty.

Do trzech lekarzy sztuka.

Jak wybrać właściwego lekarza dla dziecka?

Profilaktykę zacznij od rozmowy o seksie.

fot. https://pixabay.com/pl/users/bongbabyhousevn-15950077/