Przedmiotowe traktowanie. Totalny brak podmiotowości. Podmiotowości, której czasem nam z obu stron brakuje. Oczekujemy jej od lekarza, bo to lekarz uczył się o tym na studiach. Żaden lekarz nie chce być jak sklepowa za ladą. I żaden pacjent nie chce być ani morfologią, ani nerką z zastojem spod piątki.
„Morfologię proszę!” albo „badania mi się należą!”, „cholesterol!” Zamówienia na badania składane są jak w barze szybkiej obsługi. Ale czy tak chcesz rozmawiać z kelnerem, od którego zależy Twoje zdrowie?
Co robi druga strona? Przygotuje zamówienie. A potem pomyśli „O! Morfologia przyszła!”
Być może socjologowie tego świata dręczą się problemem i snują swoje teorie i praktyki. Ja mam własne obserwacje i przemyślenia.
Pacjent niemiły, nieuprzejmy.
Już przed wizytą założyłaś sobie, że tym razem będziesz niemiła. Obiecałaś sobie, że wbrew naturze, nie wdasz się w żadną rozmowę, bo wielokrotnie rozmowy zaprowadziły cię na manowce. Masz złe doświadczenia. Po prostu chciałaś się zbadać i może byś porozmawiała z lekarzem, którego widzisz, ale nie chcesz. Coś ci mówi, że i tym razem się zawiedziesz.
Co tracisz? Być może przed tobą siedział najwłaściwszy lekarz dla ciebie. Być może był tym jedynym zaufanym, tym, który mógł pomóc ci jak żaden dotychczas. Ale nie przebił się przez twoją postawę. Co będzie jak mu zaufasz? Zawsze jest jakieś ryzyko, że twoja historia się powtórzy. Jeśli jednak nie dasz mu szansy zaufania, to ryzyko powtórki z doświadczenia, rośnie.
Twoją szansą jest zaufać intuicji. Wystarczy, że byś rozwiązała swój język i opowiadała o sobie, swoimi słowami. Zapomnij na chwilę o uprzedzeniach. Skoro już przyszłaś do tego człowieka, pewnie ktoś ci go polecił. Już inni mu zaufali. A ty potrafisz rozmawiać z ludźmi. Uwierz, że i z tym człowiekiem możesz się dogadać.
Pacjent tu i teraz.
Masz w nosie, że inni czekają. Ty potrzebujesz tu i teraz, bo bez tego nie wrócisz do domu i nie odpuścisz. Nic innego cię nie uspokoi, jak tylko to, z czym przychodzisz. Rozmowa to strata czasu. Po co grzebać w przeszłości, skoro chcesz świeżych badań. To co było, jest nieaktualne. Poza tym nikt ci nie będzie niczego odmawiał, płacisz składki i chcesz. Koniec.
Ta postawa, moim zdaniem, wynika z przekonania, że lekarz pilnuje skarbczyka z dobrami jakim są wszelkie badania dodatkowe. I tylko czysta złośliwość i brak szacunku do pacjenta powodują, że nie chce z tego skarbczyka niczego uszczknąć.
Najgorzej, jeśli trafiasz na lekarza, któremu właśnie wysuszono głowę o koszty zleconych badań. Do niedawna bowiem rozliczanie lekarzy lub pomniejszanie ich wynagrodzenia o zlecone badania były spotykaną praktyką. Być może lekarz dostał burę za to, że przeholował z badaniami i za kolejne w tym miesiącu sam płaci. Dwa razy się zastanowi nad skierowaniem i zleci tylko to, co niezbędne.
Na szczęście sytuacja jest opanowana na gruncie prawa i nie ma już miejsca. Co nie przeszkadza pacjentom pozostawać w błędnym przekonaniu, że każdy lekarz zarabia na niepisaniu badań.
Są pacjenci tak wystraszeni chorobą, że chcą wyników natychmiast. Nie zawsze błyskawicznie jesteśmy w stanie dać odpowiedź. Nie zawsze badanie jest od ręki. I zgadzam się, każdy pacjent powinien czuć się najważniejszy. I dorosły, który chce sobie sprawdzić cholesterol, czy po 3 miesiącach bez leków nie urósł i dziecko z podejrzeniem białaczki. Nie każdy jednak jest tak samo pilny.
Czy postawą „płacę i mi się należy” coś tracisz? Być może zyskujesz wiele, bo po małej awanturze masz od ręki to, na czym ci najbardziej zależy. Ryzyko jest w braku współpracy z lekarzem. Mówisz mało, denerwują cię pytania. Podejrzewasz, że lekarz celowo je zadaje, aby odmówić badań i tylko gra na czas. Nieprawda.
Okazuje się, że to, co już było, twoja przeszłość, twoje obciążenia rodzinne mają wpływ na wyniki badań dziś. I będą skutkowały na przyszłość, na rokowanie. Przykład: stężenie cholesterolu dziś i ryzyko zawału jutro. Masz szansę zaufać lekarzowi jak sobie to uświadomisz. Sama decydujesz.
Pacjent przygotowany i planujący.
Starannie zbierasz informacje. Najpierw o swoich objawach, potem na temat lekarza, do którego idziesz. Od wybranej choroby czujesz się ekspertem. Samodzielnie postawisz diagnozę. Badania, o które poprosisz, wyselekcjonowałaś starannie z listy badań z laboratorium. Poprosisz, bo doskonale wiesz, jakie badania muszą zostać wykonane i co ci dolega. Lekarz ma w zasadzie się pod tym podpisać i potwierdzić, że masz rację.
Wydawałoby się, że niczym nie ryzykujesz i stawiasz na swoim. Jeśli lekarz zgodzi się z twoją opinią, dogadacie się bez problemu.
Dla mnie trudności zaczynają się w chwili uświadomienia pacjentowi, że zaproponowana przez niego lista badań znacząco wykracza poza pakiet badań w poz. Potem są różnice w opiniach na temat diagnozy.
Twoje staranne przygotowanie może obejmować także diagnostykę różnicową. Lekarz przeprowadzi ją na swój sposób i będzie pytał o dotychczasowe sprawy związane z twoja kondycją zdrowotną. Zapewne dla ciebie nie ma to aż takiego znaczenia. Dla mnie na przykład ma.
Twoja wiedza w zakresie choroby czy sprawy, z którą się zwracasz, może być imponująca i ogromna. Być może zagniesz lekarza pytaniem, na które on nie znajdzie odpowiedzi albo wytkniesz mu, że w jakimś punkcie jego wiedza jest nieaktualna. Będziecie się różnić opiniami na temat terapii. W ten sposób sprawdzisz, czy to twój lekarz.
Ryzyko z waszej rozmowy może wynikać z uporu każdej ze stron. Ty się upierasz przy badaniu, przy rozpoznaniu, przy leczeniu. Lekarz ma prawo upierać się przy swoim zdaniu, bo to on bierze odpowiedzialność. Za rozpoznanie, które wpisze w twoją dokumentację, za receptę, którą ci wystawi. Brak otwartości do dialogu jest tu największym niebezpieczeństwem. Zakładając, że trafiasz do nieuka, bo nie zgadza się z tobą, możesz zaprzepaścić szansę na właściwe pokierowanie twoim zdrowiem. Rynek suplementów i znachorów tylko czeka na ciebie za drzwiami gabinetu.
Wyobraź sobie wizytę u dra House’a. Nieuprzejmy, ale fachowiec? Pewnie miałabyś ochotę z nim podyskutować? Ale czy House z kimkolwiek dyskutuje? Jeśli tego właśnie potrzebujesz, wiem, że będziesz go szukać. Pamiętaj, że wiedzę i doświadczenie można zdobyć jak w każdym zawodzie. O zaangażowanie trudniej.
Być może teraz uwierzysz mi, że lekarz, do którego przychodzisz, krzycząc od drzwi: „morfologię, bo dawno nie miałam!” to też człowiek.
Z krwi i kości i z własnymi uczuciami. Jeśli jeszcze przed wejściem, poczujesz złość na lekarza, którego nawet jeszcze nie znasz, to prawdopodobieństwo, że on zareaguje złością, rośnie.
Jeśli dasz upust złości w postaci agresji, lekarz to odczuje. Nie każdy jest na tyle silny, aby w obliczu straszaków typu „nagrywam”, „idę do sądu”, „to pani samochód?” pozostać obojętnym. Lekarz też człowiek i tak samo jak na wszystkich ludzi, efekt pierwszego wrażenia na niego też działa.
Zobaczysz, co się stanie, jeśli do gabinetu przyjdziesz jak człowiek potrzebujący pomocy. Zostaniesz potraktowana właśnie tak – jak człowiek potrzebujący pomocy. I nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.