Mamy nie cierpią, kiedy ktoś podważa ich rację. Jeszcze bardziej, kiedy wprost odmawia im się racji. Do jawnego konfliktu zaś prowadzi odmówienie racji w temacie dotyczącym dziecka. Mam dokładnie tak samo, w końcu jestem matką. Dopuszczam jednak możliwość, że jeśli chodzi o zdrowie dzieci, to znawców tematu może być więcej.
Opowiem Ci o przykładowej pani Kowalskiej, która też jest matką i która podobnie jak ja wie, że ma rację. Ale, ale… Ona zakłada, że tylko ona ma rację. Jeśli mama ma rację, to już nikt inny nie może?
Zjawia się pani Kowalska i w ramach prośby o pomoc przedstawia mi swoje oczekiwania. Są i panie Kowalskie, które o oczekiwaniach nie mówią. Wyrażają swoje niezadowolenie a ja zgaduję, czego im potrzeba. Jednym słowem, udzielam jej pomocy.
Pomoc medyczna dla mnie oznacza wysłuchanie rodzica, zbadanie dziecka i ewentualnie zaproponowanie zaleceń.
Jak widzisz, bez pierwszych dwóch punktów nie umiem udzielić pomocy. No, nie mówimy tu o stanach zagrożenia życia, kiedy na wywiad nie ma czasu, tylko trzeba działać. Mówimy ty o zwykłej wizycie w przychodni.
Taką mam już rolę, że żyję z udzielania porad. Z tego właśnie powodu zgłaszasz się do mnie z dzieckiem, żebym udzieliła Ci porady, co dalej robić. Jednocześnie wiem, że nikt z nas nie lubi, kiedy mu się mówi, co ma robić. Wiem to, bo sama nie cierpię, jak słyszę gotowe recepty: zrób tak i siak. Białej gorączki dostaję, bo mam wrażenie, że to odbiera mi samodzielność. A co jak co, ale samodzielności miałam od zawsze sporo.
Więc daję ludziom to, czego nikt z zachwytem nie przyjmuje.
Zalecenia lekarskie matki rozumieją jako potwierdzenie, że dziecko jest chore albo co najmniej nie jest zdrowe. Nikt nie lubi słyszeć, że ma chore dziecko.To, że moje zalecenia mają sprawić, że dziecko wyzdrowieje skrywa się jakby na dalszym planie. Jak tu mówić rodzicowi, że dziecko wyzdrowieje, skoro nic go to nie obchodzi, bo właśnie jest chore. Rozumiem. Dla mnie nawet informacja o wadzie postawy u córki była tak zwaną trudną wiadomością. A lekarze zwykli tak nazywać wiadomości o nieuleczalnej bądź śmiertelnej chorobie. Jak widać, dotyczy to szerszej grupy schorzeń.
Pani Kowalska ma wiele powodów, żeby się zezłościć. Dopiero początek wizyty w gabinecie, dopiero rozmawiamy, a już sprawy idą nie po jej myśli. Wydanie przez mnie zaleceń ujawnia skrywaną potrzebę: matki chcą słyszeć, że dziecko jest zdrowe, rozwija się prawidłowo, że problem, z którym się zgłaszają nie jest poważny i że mają rację. Że będzie dobrze i że zdrowie jej dziecka leży mi na sercu. Wiesz, co? To wszystko prawda!
Dostaje na piśmie zalecenia. Coś z tym trzeba zrobić. Jak się stosować do zaleceń, skoro dziecko jest zdrowe? Weźmy przykład: po co myć dziecku zęby, skoro nie ma próchnicy? Przecież nic mu nie jest a zalecenia mycia zębów w tym momencie staje się jakimś extra obowiązkiem, prawie takim jak codzienne branie leków i to do końca życia. No, w końcu tak jest, zęby myjemy od pierwszego do ostatniego zęba w życiu.
Więc mamy się denerwują i odrzucają moje zalecenia. Nie chcą ich słyszeć. Mówią lub nie mówią, że wiedzą lepiej.
I ja się z tym zgadzam: tylko mama wie, co jest dla jej dziecka najlepsze. A ja wiem, co jest najlepsze dla jego zdrowia.
A jak nie wiem, wskażę Ci, kto wie i tam Cię pokieruję.
Wiem, że to niepopularny wśród kadry medycznej pogląd, ale dla mnie matka jest ekspertem. Każda matka jest ekspertem od swojego dziecka. Twoja wiedza ekspercka jest mi potrzebna w czasie wizyty. Tylko Ty znasz odpowiedzi na moje pytania dotyczące objawów. Mamy są niewyczerpanym źródłem wiedzy o dziecku. Kiedy się spotykamy w gabinecie, taka jest Twoja rola. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
To, że jak nikt na świecie powiesz mi, co dolega Twojemu dziecku wcale nie oznacza, że oczekuję, abyś podała mi gotowe rozpoznanie czy zaproponowała leczenie. To już jest moja rola. Tutaj wkraczam ja ze swoją wiedzą i doświadczeniem.
Mamy są ekspertkami od objawów i dolegliwości swoich dzieci, zaś lekarze są od rozpoznawania chorób i ich leczenia.
Taka jest moja rola i bardzo Cię proszę, nie wyręczaj mnie w niej. Konflikty na linii: kto ma rację czy kto jest ekspertem rodzą się właśnie stąd, że próbujemy wzajemnie wchodzić na swoje poletka. Ja Ci nie powiem, że Twoje dziecko od dwóch dni gorączkuje i się czuje kiepsko. Ty mi nie powiesz, że rozpoznałaś u dziecka zapalenie płuc i chcesz receptę na amoksycylinę. Zauważamy różnice między nami i dzięki temu współpraca układa się dobrze.
Tylko dzięki Twojej wiedzy i zaangażowaniu mogę rozpoznać chorobę. Tylko dzięki Twojej postawie w czasie badania mogę zbadać całe dziecko. I tylko dzięki zaufaniu do Ciebie mogę pozwolić sobie na obserwację dziecka w warunkach ambulatoryjnych, czyli wysłać Cię do domu z zaleceniem kontroli za 2 dni. Wiem, że zrealizujesz to, co Tobie zalecę.
Ekspertami jesteśmy my: i lekarze i rodzice. Ty jesteś matką dziecka, ja lekarzem. Oboje jesteśmy ekspertami, obie mamy rację. I co najważniejsze, obie mamy ten sam cel: zdrowie Twojego dziecka.
https://agnieszkasawicka.com/2019/10/18/jak-przetrwac-w-szpitalu-z-chorym-dzieckiem/
https://agnieszkasawicka.com/2018/03/28/antybiotyk-nie-jest-lekiem-na-wszystko/
Jedna odpowiedź do “Kto ma rację: lekarz czy matka?”