Kupowanie suplementów jest dla mnie jak kupowanie powietrza w złotym słoiku – bezsensowny, ekskluzywny produkt.
Ogólnie nie mam zaufania do suplementów. Preparaty witaminowe mogą występować w postaci leku bądź w postaci suplementu diety. Podobnie z preparatami zawierającymi pierwiastki, na przykład żelazo. Jeśli mam wybór, wolę przepisać lek na receptę, wierząc, że zawiera to, co ma napisane w składzie.
Nie polecam suplementów diety, bo, po pierwsze, są dla mnie mało wiarygodne.
Nie wierzę, że suplementy diety zawierają to, co zadeklarował producent. Owszem, dopuszczam możliwość, że może to niektórych dotyczyć, ale nie dam się przekonać, że każdy suplement jest wartościowy.
Suplementy diety nie przechodzą drogi, jaką muszą przejść leki. Nie są poddawane badaniom. Ich skład nie jest weryfikowany.
„Badania laboratoryjne suplementów diety zlecone przez NIK wykazały, że wiele suplementów nie wykazuje cech deklarowanych przez producentów, a zdarzają się też po prostu szkodliwe dla zdrowia. W sprzedaży, w tym internetowej, ale także w sklepach stacjonarnych i aptekach, obok rzetelnych preparatów znajdowały się suplementy diety zafałszowane zawierające np. bakterie chorobotwórcze, substancje zakazane z listy psychoaktywnych, czy stymulanty podobne strukturalnie do amfetaminy, czyli działające jak narkotyki.” – cytat ze strony Najwyższej Izby Kontroli, pełny tekst dostępny pod linkiem: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-dopuszczaniu-do-obrotu-suplementow-diety.html
Po drugie, mój brak zaufania potęguje fakt, że suplementy diety dostępne są w sprzedaży w aptekach, co ma sugerować, że mają takie samo znaczenie lecznicze jak leki.
Suplementy zaś nie są lekami. Są „wspieraczami” niezbilansowanej diety. Mają być uzupełnieniem pożywienia i moim zdaniem ich miejsce jest w sklepie spożywczym, na półce obok makaronu czy koncentratu pomidorowego.
Po trzecie, suplement wprowadza nadzieję, że można wyleczyć się samemu, bez stosowania leków czy wizyty u lekarza.
Jeśli mówimy tu o zwykłym przeziębieniu, to tak naprawdę suplement nie jest potrzebny. Błaha infekcja wyleczy się sama, przeciętny organizm powinien sobie z nią poradzić. Spożycie suplementu nie wpłynie na przebieg choroby. Zaś osoby o obniżonej odporności lub chorujące nie na zwykłe przeziębienie, lecz na poważniejszą infekcję i tak będą potrzebowały wizyty u lekarza i zażycia leków.
Po czwarte, suplementy są po prostu zbędne.
Z założenia mają dostarczać to, czego nie zjemy z pożywieniem. Prawidłowo zbilansowana dieta powinna wszystkiego, co potrzebne, dostarczyć. Więc i celem jest dążenie do takiego zbilansowania diety, żeby niczego w niej nie brakowało. Nadmierne poleganie na suplementach może albo doprowadzić do sytuacji, że zamiast zjeść coś wartościowego, sięgniesz po byle co i po suplement, dla zrównoważenia ewentualnych ubytków. Lub, z drugiej strony, może powodować przekonanie, że uzupełniamy braki a w deklarowanym suplemencie jest tylko sacharoza, talk i bakteria kałowa.
Po piąte, dzieci nie potrzebują suplementu diety.
Uważa się, że prawidłowa dieta dziecka tak samo jak dorosłego, dostarcza wszystkich składników odżywczych. Szczególnie niepokoją mnie suplementy diety stosowane u dzieci przez rodziców, którzy też swojej diety nie bilansują, mają awersję do tabletek i sami żadnych suplementów nie biorą. Jeśli nie ufają suplementom, to czemu dają je dzieciom?
Po szóste, moda na przyjmowanie suplementów sprawia, że niektóre osoby łykają je garściami, popijając „zdrowotną herbatką”, która oczywiście też jest suplementem.
Promowanie suplementów jako bardziej naturalnych jest dla mnie pomyłką szczególnie, jeśli widzę garść tabletek na dłoni zdrowo odżywiającej się osoby. Tabletki nie są naturalnie występującym w przyrodzie pożywieniem, nikt mnie nie przekona.
Po siódme, na koniec, scena rodzajowa z apteki.
Przy ladzie, przed okienkiem stoi nieco starsza ode mnie pani. I pyta farmaceutki:- A czy dostanę jakąś herbatkę na cholesterol?- Taka obniżającą? – Tak, dla męża, bo on wrócił od lekarza. Podobno ma za duży cholesterol.- Tak, mam – i pani farmaceutka okazała dwa opakowania do wyboru. Pani wzięła tańszą wersję.- I może jeszcze jakieś tabletki.- To może ziołowe? Łagodne.-O, tak. To poproszę. Gdzie tam człowiek będzie się lekami truł.
I pani zapłaciła rachunek nieco powyżej pięćdziesięciu złotych, wychodząc z produktami, jak dla mnie bezwartościowymi. Wątpię, żeby jej mąż wypił herbatkę na obniżenie cholesterolu, tak samo jak wątpię, żeby mu po tej herbatce obniżył się poziom VLDL.
To, co mnie wręcz zabolało w tej sytuacji, to nie tylko poddanie w wątpliwość diagnozy lekarza („podobno”), ale narzekanie na ceny leków, wrażane przez tę panią, po odejściu od okienka. Jaj mąż lek faktycznie obniżający stężenie cholesterolu mógłby kupić już za trzy – cztery złote na miesiąc (cena za jedno opakowanie statyny zawierającej trzydzieści tabletek).
Po tym linkiem: https://www.nik.gov.pl/plik/id,13031,vp,15443.pdf znajduje się plik „Informacja o wynikach kontroli DOPUSZCZANIE DO OBROTU SUPLEMENTÓW DIETY”.
https://agnieszkasawicka.com/2019/01/12/ile-kosztuje-przeziebienie/
https://agnieszkasawicka.com/2019/03/31/tego-nie-uslyszysz-w-gabinecie-lekarskim/
Jedna odpowiedź do “Dlaczego nie polecam suplementów diety?”
Komentarze wyłączone.